Jak nie stracić 20 tysięcy u notariusza

Sprzedając lub kupując nieruchomość, zazwyczaj mamy jak najszczersze intencje oraz stoi za nami uczciwość. Zakładamy zatem, że druga strona transakcji wykazuje się tymi samymi wartościami.

Lecz jak mówi stare porzekadło: nie mierz innych swoją miarą. Dzisiaj ku przestrodze opowiemy sytuację, która mogła doprowadzić do utraty dwudziestu tysięcy złotych oraz zakończyć się sprawą w sądzie.

Jakiś czas temu do Agencji Nieruchomości Bracia Sadurscy zgłosił się klient zainteresowany zakupem mieszkania. Ów jegomość szukał nieruchomości dwupokojowej, z balkonem w dzielnicy Dębniki.

Już druga z prezentowanych przez nas nieruchomości przypadła mu do gustu, udało się z właścicielem wynegocjować satysfakcjonującą dla obu stron cenę i tak, właściciel i klient kupujący, w towarzystwie jednego z naszych agentów oraz kierownika oddziału, trafili zadowoleni do kancelarii notarialnej w celu podpisania Przedwstępnej Umowy Sprzedaży nieruchomości. 

Do tej pory transakcja przebiegała bez zastrzeżeń. Obie strony żartowały i były w dobrych humorach, pani Rejent odczytała treść Umowy, a następnie udała się nanieść poprawki. Wychodząc poprosiła, by właściciel przeliczył kwotę zadatku, którą w formie gotówki miał otrzymać jeszcze przed złożeniem podpisu pod Aktem.

Na stole pojawiła się gruba koperta, a w niej, jak zaręczył pan nabywający nieruchomość, czterdzieści tysięcy złotych. Po położeniu koperty na stole poprosił, aby przeliczyć pieniądze, a on w tym czasie uda się na przysłowiowego „dymka”. Kierownik oddziału natychmiast powstrzymał go przed wyjściem z pokoju, oświadczając, że najpierw trzeba przeliczyć pieniądze w obecności każdej ze stron. Rozpoczęło się liczenie. Pieniądze dwukrotnie zostały przeliczone na maszynce do liczenia bilonów. Brakowało dwudziestu tysięcy złotych. 

Atmosfera zrobiła się bardzo gęsta. Jegomość początkowo upierał się, że kwota jeszcze przed chwilą się zgadzała, następnie zaproponował, aby wpisać do Umowy, że wpłacił całe czterdzieści tysięcy, a on w innym terminie dopłaci brakujące dwadzieścia. Na szczęście i tym razem kierownik zainterweniował. Nie wnikając w dalsze szczegóły, zdradzimy tylko, że do podpisania Aktu nie doszło, a strony rozeszły się w nerwach. A dlaczego piszemy o tym ku przestrodze? Bo sprawa mogła zakończyć się znacznie gorzej.

Wyobraźmy sobie, że pan jednak wyszedł na papierosa, a podczas Umowy nie byli obecni pracownicy biura Bracia Sadurscy. Pan wraca do pokoju i dowiaduje się, że w kopercie była jedynie połowa umówionej kwoty… i wtedy zarzeka się, że kiedy wychodził na papierosa, w kopercie było nie mniej nie więcej a czterdzieści tysięcy. Najwyraźniej właściciel mieszkania je przywłaszczył. Słowo przeciwko słowu. Nie ma kamer, nie ma świadków. I co dalej? Policja?

Kiedy przychodzi do pieniędzy, zachowajmy najwyższą ostrożność, bez względu na to, jaką sympatię czy zaufanie wzbudza w nas druga strona. Dbajmy o własne bezpieczeństwo, bo jak widać na przykładzie tej historii, można łatwo paść ofiarą oszustwa.